Ostatnio przypomniala mi sie wycieczka z kolega F. W podroz wybralismy sie pociagiem. Kolega juz obeznany z polska tradycja kulinarna, zostal wiec obarczony obowiazkiem przygotowania kanapek. Czujac glod po pewnym czasie podrozy w smierdzacym dymem przedziale II klasy, poprosilam o kanapki. Z radoscia opiekunki, ktorej wychowanek opanowal tak trudna umiejetnosc, siegnelam po woreczek z dwiema zlozonymi kromkami, z miedzy kotorych wyzierala apetyczna szynka. Pierwszy kes kanapki byl jak pierwszy krok postawiony przez czlowieka na ksiezycu: kanapka byla z szynka i...dzemem truskawkowym.
Moje zadzwienie wynikalo oczywiscie z faktu, iz sytuacja wydarzyla sie w Polsce. Kolejna odslone dramatu przezylam juz na Tajwanie, goszczac przez kilka dni w rodzinnym domu kolegi F. Niedalego pada jablko od jabloni. Mama F., niezwykle goscinna i troskliwa, wypytala syna o moje przyzwyczajenia dietetyczne. Uzbrojona w ta wiedze, codziennie na sniadanie przygotowywala specjalnie dla mnie kanapki wlasnie. Kanapki skladaly sie z:
- chleba tostowego -miekkiego i dosc slodkiego, jak to na Tajwanie
- sera zoltego typu hochland- ser na Tajwanie jest produktem luksusowym- gdyby sejfy bankowe byly jednoczesnie chlodniami, to oszczednosci mozna by bylo lokowac w kostki zlotego emmentalera
- plasterkow ogorka
- pokrojonej w cienkie plasterki marchewki!!
kanapki nie byly zle i do dzis wywoluja we mnie rozczulenie. Po takim treningu nie robia na mnie specjalnego wrazenia takie wynalazki jak sandwich z ziemniakami (nowosc w 7-eleven)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz