Czy sie obijam? Wydaje mi sie raczej, ze brakuje czasu na konieczna refleksje nad przeplywajacymi doswiadczeniami. Wczoraj, dajmy na to, odwiedzilam dom profesora ksiegologii (典籍文獻研究方法). Profesor ow zycie swoje poswiecil klasycznym tekstom medycznym i ich losom. Jest wyznawca wydanizmu- kultu ksiegi. Obiektem czci sa ksiazki, przy czym wazna jest nie tylko ich tresc, ale przede wszystkim wydanie i osoba je redagujaca. Profesor hobbystycznie uczy tez kaligrafii i rycia pieczeci. Kolekcjonuje przedmioty z jadeitu. Pod pozorem zajec akademickich profesor z grupa studentow odprawil rytual, polegajacy na oddawaniu czci jego kolekcji zabytkowych dziel sztuki. W ciasnym, niemozliwie zagraconym pokoiku, klebilismy sie na podlodze i w naboznym skupieniu obracalismy w rekach figurki i naczynia z jadeitu. Ostroznie, z wypiekami na twarzy przekazywalismy sobie artefakty z roznych okresow. Profesor objasnial: Tu, o prosze, figurka z okresu Han- uskrzydlona owca, lew. niedzwiedz. A to-o!- to jest z okresu Shang/Wiosen i jesieni/Tang... Uradowany Profesor zadawal duzo klopotliwych pytan:- jak ci sie podoba, Xia Yu, ta rzezba z okresu Tang? czy zwrocilas uwage na przemily wyraz twarzy tej kobiety? Czy nie uwazasz ze ten kawalek jadeitu jest wyjatkowo gladki? Neolityczne przedmioty kultowe cong spokojnie przygladaly sie historycznej orgii, a mnie skonczyla sie bateria w aparacie.
Czy przyszlo mi do glowy, ze eksponaty sa tanimi podrobkami? Oczywiscie! Czyz nie jest podejrzane trzymanie kolekcji wartej fortune w pudelkach pod biurkiem, bez zadnych zabezpieczen? Jest jednak wiele przeslanek za tym, ze wieksza czesc kolekcji jest autentyczna. Prawdopodobienstwo, ze w kolekcji Profesora trafil sie jakis fake, jest duze. Podejrzewam nawet, ze falszowanie i sprzedaz na czarnym rynku zabytkow jest jedna z waznych dziedzin chinskiej gospodarki, a Profesor, mimo doswiadczenia, mogl pasc ofiara oszusta. A jesli Profesor, z jego pozycja zawodowa i dobrym imieniem, z calkowitym rozmyslem chwalil sie kolekcja falsyfikatow- to wczorajsze doswiadczenie nalezaloby uznac za jeszcze bardziej perwersyjne.
Do tej pory przedmioty podobne do tych z kolekcji widzialam w kilku muzeach i na ksiazkowych ilustracjach. Nie znam sie zupelnie na jadeicie, jako zwierze postmodernistyczne niekoniecznie pozadam oryginalu (zreszta, dobry falsyfikat to efekt talentu, glebokiej znajomosci tematu i warsztatu- co jest wartoscia sama w sobie). Mozliwosc obracania wyrzezbionej bryly w dloniach, mozliwosc dotkniecia opuszkami palcow rytych detali- bylo to doswiadczenie wzruszajace.
Przedwczoraj z kolei, odwiedzilam dom-pracownie czlowieka zajmujacego sie powtornym pochowkiem. Jak to bywa z rodzinnymi interesami na Tajwanie, fizyczna granica miedzy przestrzenia zycia rodzinnego i zawodowego jest zatarta. Zostalismy podjeci przez Gospodarza na parterze, na pietrze zas spokojnie spoczywalo ponad 500 oczyszczonych szkieletow, ktore oczekuja na wskazany przez astrologa-geomante dzien swego powtornego pochowku. O zwyczaju tym jeszcze napisze- pewnie powstanie nawet jakis artykul na ten temat. Dzis wspomne tylko, ze jest to tradycja wywodzaca sie z okresu Qin, kiedy Chinczycy czesto emigrowali. Poniewaz szczatki przodkow i sposob obchodzenia sie z nimi byly i sa waznym elementem ksztaltujacym zycie chinskiego klanu, w czasie przeprowadzki nalezalo przodkow zabrac ze soba. Byloby to trudne technicznie bez pomocy 撿骨師- Mistrza Czyszczacego Kosci, gdyz Chinczycy grzebali swoich zmarlych jak my- w drewnianych trumnach, zasypanych w ziemnych grobach. Po kilkunastu latach, Mistrz w czasie specjalnej ceremonii odkopuje zwloki, ktore do tej pory powinny byc juz rozlozone. Szkielet zostaje przeniesiony do pracowni, resztki trumny, odziezy- spalone na miejscu. Po dokladnym oczyszczeniu kosci, Mistrz owija je pojednynczo lub w grupach w cienki papier, a nastepnie uklada w ceramicznym naczyniu w pozycji embrionalnej. Naczynie zwykle umieszczane jest w wiezy-kolumbarium, gdzie krewnego odwiedzac bedzie rodzina.
Tak jak wiele innych, zagubionych na Kontynencie tradycji, wyjatkowa profesja "zbieracza kosci" zachowala sie na Tajwanie. W miescie Lugang do tej pory uslugi takie swiadczy kilkanascie rodzin (zawod jest przekazywany z pokolenia na pokolenie w linii meskiej). Bardzo serdecznie przyjal mnie 40-letni pan Huang, ktory wciaz pracuje razem z ojcem. Pan Huang reprezentuje siodme pokolenie w zawodzie. Obiecal on poswiecic mi kilka dni w polowie lutego- mam wiec jeszcze troche czasu na przygotowania.
Czesc kilkudniowych ceremonii zalobnych odbywa sie w przestrzeni publicznej- czlonkowie rodziny zmarlego ubieraja sie na bialo. |
Wejscie do swiatyni Tianhou (鹿港新祖宮) w miescie Lugang |
Dzis...
Dzis mialam skonczyc konstruowanie kwestionariusza ankietowego. Hm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz