Dopiero po kilku latach drzenie ziemi wywoluje u mnie odruchowy wyrzut adrenaliny. Juz nie wzruszam ramionami, gdy widze wybiegajacych na ulice sasiadow. Sama otwieram drzwi na osciez. W nocy sprawdzam survival kit przy lozku: latarke, komorke i 2l butelke wody. Z tajfunami jest troche inaczej. Przyjechalam do Azji w przekonaniem, ze tajfun to wicher, ktory z wielka predkoscia pedzi przez lady i morza. Dopiero tutaj prekonalam sie, ze tajfun to zjawisko trwajace kilka dni, sam wiatr poprzedza gwaltowne obnizenie cisnienia i ulewne opady. I biada, jesli owe opady nie pojawia sie! Po takim tajfunie pozostaja polacie uschnietych drzew- gwaltowny ruch powietrza wysysa z nich cala wilgoc.
Tym razem nie ogloszono nawet tajfunowego wolnego (颱風假). Rozczarowana i sfrustrowana horda dziennikarzy bezskutecznie poszukuje efektownych podtopien. Wczoraj, nie zwazajac na ostrzezenia, krewni i znajomi urzadzili sobie grilla i cwiczyli odpalanie fajerwerkow- podstawowa umiejetnosc dla kazdego mlodego Tajwanczyka. Badz co badz w srode Swieto Srodka Jesieni.
A oto kilka zdjec z gorskiej wyprawy- drogi zniszczyl ubiegloroczny tajfun Morakot:
To miejsce, w ktorym znajdowala sie wioska (神木村). Lawina przysypala ponad 40 osob. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz